Blog

Jak animacja zmieniła moje życie? Historia Oli

By 18 czerwca, 2019 18 marca, 2020 No Comments

Postanowiłam spisać swoją krótką opowieść o tym, jak zostałam animatorką i jak animacja czasu wolnego zmieniła moje życie. Nie wiem jak wyszło, bo zwykle staram się zapisać coś w dwóch-trzech zdaniach, a wychodzi… no cóż. Sami zobaczycie.

Może na początek mój mały krótki życiorys? Mam na imię Aleksandra, za 3 dni skończę (a w sumie już za dwa bo jak to piszę jest już po godz 1:00 i mamy w zasadzie już 06.12 to znaczy
Mikołajki :))) i zaraz będę musiała pochować upominki do butów córek, ale zanim to uczynię napiszę to co chciałam wam opisać. Już coraz gorzej mi idzie, ale ostrzegałam, że jak zacznę pisać to nie skończę… Wracając do tematu, jak już wspomniałam 08 grudnia skończę … no właśnie… to
chyba nieistotne ile mam lat najważniejsze na ile lat się czuję! A przy trzech córeczkach ciagle czuję, że rymuję i świat pozytywnie wiruje.

Aktualnie jestem jeszcze na urlopie macierzyńskim bo najmłodsza moja gwiazda ma 10 miesięcy, a pozostałe córeczki 7 i 9 lat. Dlaczego piszę o dzieciach? Bo to one są moją największą inspiracją! Bo to dzięki nim w końcu podjęłam takie a nie inne kroki, żeby zmienić swoje życie! O przepraszam, była bym zapomniała o moim mężu, który też bardzo mnie wspiera :). Dziękuję Kochanie!

Tak jak wspominałam jestem na macierzyńskim, od 14 lat pracuję w jednej i tej samej firmie (w przyszłym roku stuknie mi 15 lat), nie będę wymieniać nazwy, żeby nie robić reklamy, że są jeszcze tak wierni pracownicy w niektórych korporacjach. Nie mniej jednak od 2-3 lat czuję, że moja misja w tej firmie wygasła, nie kręci mnie ten wyścig szczurów, który tam zapanował,  podkładanie
sobie świń, wbijanie noża w plecy i innego rodzaju przypadki, podczas których jeden człowiek robi innemu nieprzyjemności. To nie moje klimaty.

Jednak jak się ma na utrzymaniu kredyt mieszkaniowy to nie tak łatwo jest przeciąć pępowinę z daną firmę i zaryzykować w innym klimacie podjąć pracę. Kilka lat temu poszłam na szkolenie Animatora zabaw dla dzieci (innej firmy niż wasza, bo w sumie tylko tą reklamę wtedy
widziałam), po szkoleniu dowiedziałam się sporo rzeczy, ale jakoś nie poczułam impulsu, żeby mieć na tyle odwagi, aby to wszystko rzucić i spróbować nowego wyzwania w życiu. Swoje umiejętności zdobyte na szkoleniu wykorzystywałam jedynie na urodzinkach córek. To było dla mnie bezcenne jak córki mówiły: mamo Ty robisz najlepsze animacje na świecie! Ta Pani animatorka co była u Julki na urodzinach to była byle jaka. Niby powinnam po takich recenzjach wszystko rzucić i spróbować. Niepokój jednak nadal pozostawał, przecież to tylko opinia mojej córki.

I wciąż brakowało mi odwagi. W pracy po kryjomu się spełniałam organizując imprezy okolicznościowe z jakimś placem zabaw dla dzieci pracowników.Wtedy czułam, że jestem w swoim żywiole! Choć firma, w której pracuję nie ma nic wspólnego z tym tematem, bo jest to supermarket budowlany, aja jestem co prawda na stanowisku kierowniczym, to niezmienia faktu, że
z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień, a w rezultacie z dnia na dzień zaczęłam się wypalać w pracy i czuć niepotrzebna. Człowiek tyle lat związany z jedną firmą (nie licząc oczywiście
młodzieńczych prac sezonowych), zaraz po nauce zaczyna przygodę w firmie najpierw na 1/2 etatu, potem 3/4 następnie zgodnie z drabiną kariery awansuje stopniami i funkcjami… nagle czuje się jak wypisany długopis, w którym nie można wymienić już wkładu.  I co robic w takiej sytuacji? Ty się starasz jak możesz, a okazuje się, że pracownicy z takim stażem, pomysłami i zaangażowaniem są już traktowani drugoplanowo … I człowiek zaczynał się wypalać i łapać doła…

Zaszłam w trzecią ciążę i dzięki niej tak naprawdę dopiero przejrzałam na oczy. Gdy córka miała osiem miesięcy znalazłam się na szkoleniu Taniec w Animacji w Gdańsku. Pomimo, że jestem matką karmiącą i dojazd też nie był łatwy, bo nie mieszkam w Gdańsku to dzięki pomocy kochanego męża i namowom moich córek postanowiłam dotrzeć na to szkolenie.Mimo wszystko… Pomimo bolącego ciała, nieprzespanych nocy i złego samopoczucia dojechałam! I te szkolenie okazało się strzałem w 10!!! Stało się tak, jak wymarzyłam to sobie. Po mega dawce energii (gdzie takiej energii brakowało szkoleniowcom z konkurencyjnej firmy i gdzie nie zarazili mnie swoja pasją te 3 lata
temu, co prawda byłam mega wyczerpana, bo to był pierwszy taki intensywny dzień i wysiłek dla mnie po urodzeniu trzeciej córeczki, ale dzięki temu szkoleniu zobaczyłam, że naprawdę warto robić  to co się lubi i kocha. Ze zmęczenia ledwo dotarłam do samochodu, ale byłam pozytywnie zmęczona!

Nie bardzo rozumiałam niektóre osoby, które w połowie szkolenia zaparkowały swoje 4 litery pod ścianą i grzebały w telefonach. Pomyślałam… kurcze po co one tam przyszły? Ale widocznie nie wszyscy poczuli ten klimat co ja!

I tu moja historia z animacją dopiero się zaczęła. Obok mojego domu, a w zasadzie ulicę obok zaczęła się otwierać się sala zabaw. Postanowiłam poszukać w internecie, czy nie będą potrzebować animatorów za jakiś czas… Znalazłam ogłoszenie, ale tylko dla studentów, ale że jestem na macierzyńskim to wiedziałam, że też mogę dorabiać na zlecenie albo o dzieło. Postanowiłam mimo wszystko wysłać swoje CV. Dostałam pozytywną odpowiedź z zaproszeniem na rozmowę, ale nadal nie byłam przekonana czy to już ten czas…  Ja, która zawsze wszystkim dobrze doradzałam i w pracy i prywatnie, chętnie wysłuchałam i pomagałam wyciągać wnioski innym, sama nie potrafiłam podjąć dobrej decyzji. Pewnie dlatego, że byłam jeszcze na urlopie i nie do końca tak sobie to zaplanowałam… Po trzech dniach właścicielka sali znalazła mnie na portalu społecznościowym i dopytywała o moje zgłoszenie, ponieważ otworzyli salę i pilnie poszukiwali animatora. Poszłam na drugi dzień na rozmowę i powiedziałam uczciwie, że nigdy nigdzie nie pracowałam jako animator i jest to mój królik doświadczalny, bardziej zależało mi na budowaniu doświadczenia niż na zarobkach. Właścicielka zaufała mi.

Dziś mam za sobą sześć urodzin. Powiedziałam szefowej, że chcę zrobić zbiórkę rzeczy dla hospicjum i realizuję to jako wspólny projekt z salą zabaw. Przed nami świetna zabawa połączona z balem charytatywnym. Wkręciłam w temat męża, który rozpoczął swoją przygodę jako Święty Mikołaj. Dzieci postanowiłam przebrać za Elfy – były wniebowzięte.

Moim mottem życiowym jest hasło: Największą radość przeżywa się wtedy, kiedy sprawia się ją innym! To prawda. A im więcej dobra, uśmiechu i pozytywnej energii dajesz z siebie tym wraca ona do nas z podwojona mocą! Nie zamierzam teraz rezygnować ze swoich marzeń, powiedziałam A, to teraz nadszedł czas kiedy powiem cały alfabet :).Jak szukam inspiracji na animacje albo zapominam kroków to moje cudne córeczki mi przypominają, bo są niesamowite w te klocki. Wspólnie się uzupełniamy i to jest piękne. Mama może by w domu częściej
i wcześniej, a nie jak kiedyś po 24:00. A tego czasu nikt nam później nie cofnie. Zatem Carpe diem czy jak to tam było 😉 i do przodu! Grunt to pozytywne nastawienie i optymizm! A uśmiechem i dobrocią można zdziałać cuda.

Dziękuję za wsparcie mojemu kochanemu mężowi, który dzielnie znosił moje humory i czekał tyle godzin aż się skończy szkolenie, moim córkom że są moją inspiracją i mnie nakręcają pomysłami 🙂 oraz wszystkim dobrym ludziom których spotkałam na swojej drodze…
Moim najblizszym marzeniem jest Rajd animatora i nawet mój mąż próbuje się wkręcic w ten temat żeby też się wybrać, ale czas pokaże czy to już ten czas…
W przyszlości planujemy stworzyc duet animacyjny na różne okazje, ale czy ogień nie zgaśnie to czas pokaże.

3majcie kciuki :)!
Pozdrawiam serdecznie.
Aleksandra Śpiewak

Leave a Reply

Strefa studenta

Tutaj zalogujesz się do swojego konta lub je utworzysz.
Po opłaceniu kursu będzie dostępny na koncie student (moje kursy).